Kampania wyborcza do Parlamentu już dawno się skończyła, a wraz z nią ucichły hasła i obietnice wyborcze. Teraz jednak partia, która zdobyła większość w Sejmie i Senacie musi, a przynajmniej powinna, zacząć realizować swoje obietnice wyborcze. Tymczasem jak ostatnio można przeczytać w mediach, sztandarowy projekt zwycięskiej partii stoi pod dużym znakiem zapytania. Chodzi o obiecane 500 zł na dziecko.
Jak zapewniają członkowie rządu z premier Beatą Szydło na czele, program pomocy rodzinie, bo tak go nazywają, ruszy na pewno. Powoli jednak odchodzi się od hasła „500 zł na dziecko” na rzecz „500 zł na drugie dziecko i każde kolejne”. Ostatnio do głosu dochodzą także plany wprowadzenia kryterium dochodowego, czyli zasiłek należałby się tylko tym najuboższym. Jak to się ma do obietnic wyborczych, to ocenią wyborcy w następnych wyborach parlamentarnych. Aby jednak wiedzieć, co się komu będzie należeć, trzeba prześledzić zapisy, na razie robocze, poświęcone temu programowi.
Zgodnie z zapisami programu, rodzice mieliby otrzymać 500 złotych na drugie i kolejne dziecko. W przypadku gdy sytuacja finansowa rodziny byłaby trudna, pomoc pieniężna przysługiwałaby także na pierwsze dziecko. Zakłada się, że kryterium dochodowe, które uprawniałoby do otrzymania świadczenia na pierwsze dziecko wynosić by miało 800 zł na osobę w rodzinie. W przypadku gdyby było to dziecko niepełnosprawne, kryterium wynieść ma 1200 zł. Na razie w projekcie ustawy jest zapisane, iż na drugie i kolejne dziecko pieniądze mają otrzymywać już wszyscy, bez konieczności spełniania dodatkowych kryteriów. Jednak zaczyna się mówić, iż i w tym przypadku rząd zastanawia się nad wprowadzeniem kryterium dochodowego. Projekt ustawy ma być zaakceptowany przez rząd na początku lutego i natychmiast ma trafić pod obrady Sejmu.
Ekonomiści jednak ostrzegają, że takie rozdawnictwo pieniędzy może się źle skończyć dla budżetu państwa. Nie chodzi tylko o fakt, iż na ten program mają być przeznaczone potężne pieniądze – około 25 mld zł rocznie. Pomoc ta ma drugie dno, o wiele bardziej niebezpieczne dla budżetu i społeczeństwa. Otóż, jak prorokują analitycy, powołując się na doświadczenia z innych krajów, które podniosły świadczenia na dzieci, wzrost świadczeń pociągał za sobą ograniczenie aktywności zawodowej rodziców. Odczuwa to cała gospodarka – mniejsze wpływy do budżetu, większe wydatki. Rezygnacja z pracy przez jednego z rodziców wynika także z tak zwanego efektu dochodowego. Jest to reakcja na wzrost wysokości dochodu zarówno w przypadku osób pracujących i niepracujących.
Jest jeszcze jeden aspekt, o którym nie mówi się tak często, a który jest dość znaczący. Świadczenia wypłacane będą przez rok, później rodzice przestaną je otrzymywać. Oznacza to, że w kolejnych latach życia dziecka nie będzie już takiej pomocy materialnej. Zatem nie rozwiązuje to tak na prawdę problemów rodziny z dwójką i większą liczbą dzieci. Rozwiązania powinny być systemowe. W tej chwili wygląda to raczej na gaszenie pożarów niżeli im zapobieganie.
Najnowsze komentarze